niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział XXX


Niestety Mistrzostwa Europy zakończyliśmy już w barażach... Chłopcy bardzo to przeżywali, a zwłaszcza Bartek , który obwiniał się , za przegrany mecz z Bułgarami...

Następnego dnia po ostatnim meczu rozegranym przez chłopaków mogłyśmy spędzić z nimi czas do południa , ponieważ później musieli się jeszcze stawić na spotkaniu z trenerem... 
- Cześć.- przywitał się smutno Bartek. Nic nie odpowiedziałam tylko przytuliłam się do niego ,  a on jeszcze mocniej się we mnie wtulił. Staliśmy tak chwilę , nic nie mówiąc . Wiedziałam , że teraz Bartek nie potrzebuje żadnych słów pocieszenia , ale żebym była i to właśnie robiłam . Po prostu przy nim byłam.... 
- Dziękuje..- wyszeptał mi do ucha 
- Za co ?- spytałam zdziwiona 
- Po prostu za to , że jesteś. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił...- powiedział patrząc mi w oczy 
- Kocham Cię , wiesz.- powiedziałam i się uśmiechnęłam , na co i na twarzy przyjmującego w końcu pojawił się uśmiech
- A ja Ciebie. - delikatnie mnie pocałował- Was. Kocham Was. - podkreślił jeszcze raz ostatnie słowo i pogładził mój już spory brzuch...
Kolejne godziny spędziliśmy wtuleni w siebie rozmawiając o wszystkim i o niczym...
- Nie możecie wrócić do Warszawy dopiero jutro ? - zapytał przyjmujący 
- Mówiłam Ci , że nie ma sensu żebyśmy tu siedziały skoro z wami i tak nie będziemy się mogły jutro zobaczyć , bo przecież musicie jeszcze jechać do Spały.
- No w sumie racja..
- Chyba musisz się już zbierać ? - powiedziałam z jękiem zawodu , kiedy sprawdziłam która godzina już się zbliża.
- Niestety... - niechętnie podniósł się z mojego łóżka , a ja za nim.- To widzimy się pojutrze ? - przyciągnął mnie do siebie obejmując w pasie 
- Oczywiście.- uśmiechnęłam się i wpiłam w usta przyjmującego 
- Kocham Cię.- powiedział i jeszcze raz mnie pocałował 
- A ja Ciebie. - nie zdążyłam dokończyć a Bartka już nie było.

Przed podróżą postanowiłam wziąć jeszcze szybki prysznic i przebrać się w jakieś wygodne i ciepłe ubrania , gdyż pogoda nas dzisiaj nie rozpieszczała. Od rana padał deszcz , a temperatury nie sięgały powyżej 10 stopni... Po prysznicu , ubrałam się , włosy splotłam w kłosa i gotowa wyszłam do pokoju gdzie czekała już na mnie Ola. 
- Zamawiamy jakiś obiad ? - zapytała 
- Jasne .
Złożyłyśmy zamówienie i czekałyśmy na kelnera z naszym obiadem. Po 40 minutach , w końcu przyjechał nasz obiad ... Po zjedzonym posiłku dopakowałyśmy resztę naszych rzeczy i zabrawszy nasze walizki ruszyłyśmy w stronę recepcji. Po 16- stej  wymeldowałyśmy się , uprzednio opłacając nasz pobyt .
- Gotowa do drogi ? - zapytała Ola , kiedy wyjeżdżałyśmy z hotelowego parkingu 
- Oczywiście - odpowiedziałam , a po chwili ziewnęłam przeciągle , a co Ola tylko się zaśmiała- No co ? 
- Nic , nic...- pokiwała głową , nadal się śmiejąc , przez co i mi się udzieliło i po chwili obie się śmiałyśmy , już nawet nie wiedząc z czego. 
Po jakichś dwóch godzinach , znużona jazdą usnęłam... 


Leżałam na plaży i przyglądałam się jakiemuś mężczyźnie , spacerującemu wzdłuż brzegu plaży... Podciągnęłam się do pozycji półsiedzącej , aby móc się mu lepiej przyjrzeć.... Wysoki , dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach... To był Bartek , mój Bartek ...Dopiero po chwili zauważyłam , że nie jest sam...  Trzymał na rękach kilku miesięczne dziecko... W jego ramionach wydawało się takie malutkie...Kiedy zauważył , że mu się przyglądam zaczął iść w moją stronę... Wyszłam mu na przeciw , lecz mimo , że szłam w ich stronę .... oni się oddalali...zaczęłam biec lecz to także nic nie dało.... nagle usłyszałam płacz dziecka... tego , które Bartek trzymał w swoich ramionach.... I stanęłam jak wmurowana... nie mogłam się ruszyć.. Blondyn uśmiechnął się tylko i zaczął delikatnie kołysać dziecko w swoich ramionach mówiąc do niego w taki sposób , że się uspokoiło... po chwili przestało płakać i przyjmujący zaczął iść w moją stronę ...  chwilę potem obaj byli obok mnie, a ja mogłam się poruszyć...Przyjmujący podał mi dziecko... był to śliczny chłopiec.. tak bardzo podobny do siatkarza... i do mnie... To musi być nasza kruszynka... Przytuliłam małego mocno do siebie , jak by to miało być nasze pożegnanie... a po chwili przed oczami zaczęło mi się robić ciemno...zaczęłam spadać w czarną otchłań... usłyszałam jeszcze tylko jak Bartek przeraźliwie krzyczy moje imię....

Otworzyłam oczy , lecz po chwili ponownie je zamknęłam... Moje ciało rozrywał przeraźliwy ból...lecz po chwili ustał... ponownie chciałam otworzyć oczy lecz nie dałam rady...znów pochłaniała mnie czarna otchłań , ale teraz nie słyszałam już głosu Bartka... 
  Znów ten straszliwy ból, rozchodzący się w całym moim ciele... Nie wiem co się dzieje.... Próbuję otworzyć oczy... w końcu mi się udaje... Wiem , że nie mogę zasnąć...Słyszę jak , ktoś prosi mnie , abym się ocknęła... nie znam tego głosu... nagle słyszę syreny służb ratunkowych , które się zbliżają... i znów odpływam w krainę nicości.....


Z innej perspektywy....

Siedzieliśmy z Pitem w pokoju i oglądaliśmy film na moim laptopie , gdy nagle zadzwonił mój telefon...Kiedy spojrzałem na wyświetlacz od razu odebrałem.
- Tak ? - zapytałem , lecz po drugiej stronie dało usłyszeć się tylko stłumiony szloch -  Pani Alicjo stało się coś ? - zapytałem wystraszony
- Lena miała wypadek..- wykrztusiła w końcu z siebie pani Alicja wybuchając płaczem
- Co ? - powiedziałem niemal szeptem i usiadłem na łóżko , w tym samym czasie zadzwonił telefon Piotrka , ja niestety już wiedziałem czego się dowie mój przyjaciel...
- Wjechał w nie pijany kierowca...- łkała Pani Alicja 
- Co z nią ? - zapytałem zdławionym głosem
- Jej stan jest ciężki , w tej chwili jest operowana .., dwie kolejne doby będą decydujące..- z trudem powiedziała mama Leny wybuchając płaczem. Kiedy to usłyszałem mój świat legł w gruzach. Moje szczęście ... mój skarb , nie to nie może być prawda, ona  nie może umrzeć... Z moich oczu zaczęły płynąć łzy...
- A co z ... co z małym ? - z trudem to powiedziałem... jednak nie usłyszałem nic , oprócz głośniejszego szlochu 
- Lekarze nie dali rady uratować maleństwa...- kiedy to usłyszałem , mój płacz przybrał na sile 
- W którym szpitalu jest Lenka ? -zapytałem niemal szeptem....


Od dwóch tygodni mój skarb leży w szpitalu.. od dwóch tygodni śpi.. i nie wiadomo kiedy się obudzi ... czy w ogóle kiedyś się obudzi... Jeden skarb straciłem...drugiego już nie mogę...

Jak co dzień od dwóch tygodni idę do niej do szpitala. Codziennie mam nadzieje , że wszystkie te kabelki do których jest podpięta znikną... że zadzwonią jej rodzice albo ktoś ze szpitala , że w końcu się obudziła... że ten koszmar się w końcu skończy...Wchodzę na jej salę.. wymieniam bukiet jej ulubionych herbacianych róż na świeże, siadam przy niej i choć wiem , że mi nie odpowie mówię do niej...cokolwiek, żeby tylko wiedziała , że przy niej jestem... Po południu przychodzą jej rodzice i Karola. Karola strasznie to przeżywa... ma pretensje do Oli , że to przez nią Lena walczy o życie. Że to przez nią straciliśmy dziecko , straciliśmy naszą kruszynkę... Nie może się pogodzić z tym , że Ola ma tylko złamaną nogę , a jej siostra może umrzeć...
 Za tydzień powinienem się już stawić we Włoszech , lecz uzgodniłem wszystko z klubem i będę mógł się zjawić najpóźniej za miesiąc. Teraz zupełnie nie mam głowy do siatkówki. Teraz liczy się tylko ONA... To właśnie ONA jest najważniejsza...

Jej stan z dnia na dzień się polepszał, a nadzieja w sercach rosła...

12 PAŹDZIERNIK 2013 r.

Budzi mnie dzwonek telefonu.  Szybko po niego sięgam i odbieram nie patrząc nawet kto dzwoni. Słyszę tylko te dwa słowa na , które czekałem od ponad dwóch tygodni...Dwa słowa , które w tej chwili były dla mnie lekarstwem na całe zło.. Obudziła się , mówi Pan Piotr .Pędem się ubrałem i po 15 minutach jazdy byłem w szpitalu. Na korytarzu stał Pan Piotr . Przywitałem się z nim i niemal wbiegłem do sali. Siedziała na łóżku , a obok niej jej mama i siostra. Kiedy ja zobaczyłem , nie wiedziałem co powiedzieć ,stanąłem i nie mogłem się ruszyć... Z tego stanu wyrwał mnie dopiero jej głos.....

---------------------------------------------------------------------------------------------------