piątek, 28 marca 2014

EPILOG



Próbuję otworzyć oczy.. lecz nie mogę...W końcu jednak wygrywam walkę , lecz nie na długo.... po chwili znów odpływam w ciemność...
     Tym razem otwieram oczy na dłużej... rozglądam się po pomieszczeniu. Jestem w szpitalu , w okół jest pełno pikających urządzeń. Na krześle obok siedzi moja mama, która trzyma swoją dłoń na mojej. Ściskam delikatnie jej rękę , na co ona od razu się budzi..
- Mamo..- mówię , cichym głosem.
- W końcu się obudziłaś.- cieszy się mama i przytula mnie delikatnie - zaraz wezwę lekarza- mówi przez łzy i naciska jakiś przycisk , a po chwili do sali wchodzi kilka osób w białych kitlach lekarskich.... Zadają mi pytania , sprawdzają podstawowe funkcję życiowe...Dowiaduję się dlaczego tu trafiłam co się ze mną działo... Kiedy wszystko zaczynam sobie przypominać łapę się za brzuch , jednak on jest płaski...Zaczynam panikować ... Widząc moją reakcję , lekarz szybko mówi..
- Niestety , ale nie udało nam się uratować dziecka. - nic więcej już nie słyszę... łzy same zaczynają płynąć z moich oczu, a w  uszach dudnią tylko słowa lekarza... Po chwili wszyscy wychodzą z mojej sali , zostaje tylko mama. Ona także płacze.
- Dlaczego ? - pytam i wtulam się w jej ramię , a ona delikatnie gładzi mnie po włosach. 
Nic nie mówi , wiem , że ona też to przeżywa. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.. Kiedy ponownie się obudziłam była u mnie mama z Karoliną. Zaczęłyśmy rozmawiać a wtedy do sali wszedł On. Na jego twarzy widziałam ulgę i radość. Stanął w przejściu jak oniemiały. 
- Bartek..- wyszeptałam , a on wtedy dopiero się ruszył i pośpiesznie do mnie podszedł. A mama z siostrą wymknęły się , abyś mogli zostać sami.
- W końcu się obudziłaś.- powiedział i złożył na moich ustach delikatny pocałunek - tak bardzo się bałem kochanie ... tak bardzo się bałem...- szeptał tuląc mnie do siebie , a ja wybuchłam płaczem 
- Bartuś , nasza kruszynka ..- łkałam- naszego maleństwa już nie ma.. jego już nie ma...
Bartek nic nie powiedział. Wiedziała , że on także płacze....
- Wszystko będzie dobrze..- mówił- wszystko będzie dobrze....




4 LATA PÓŹNIEJ ....

Po wypadku szybko doszłam do siebie , jeśli chodzi o stan fizyczny , niestety z psychicznym nie było najlepiej ... Długo nie mogłam się pogodzić ze stratą naszego maleństwa ... Jednak życie płynie dalej ... Po wypadku zbliżyliśmy się z Bartkiem jeszcze bardziej do siebie. Po dwóch  sezonach we Włoszech wrócił do gry w Skrze. Polska reprezentacja po nieudanym sezonie w 2013 roku , pod wodzą trenera Antigii stała się potęgą. Nie straszny był im żaden przeciwnik. Już każdy zdążył się przyzwyczaić , że z każdej imprezy wracają z trofeum. Najważniejsze dla każdego z nich zdobyli w Rio podczas Igrzysk Olimpijskich wygrywając finał z Rosją. Ja zaś wróciłam na studia , które ukończyłam z powodzeniem...




W końcu nadszedł , tak bardzo wyczekiwany dla NAS dzień... Dzień w którym połączymy się węzłem małżeńskim...Dzień w którym w końcu powiemy sobie sakramentalne tak...
      Stoję ubrana w suknie ślubną i przeglądam się w lustrze. Do pokoju wchodzi moja mama...
- Pięknie wyglądasz kochanie .- mówi i ociera łzy wzruszenia 
- Mamo nie płacz bo i ja się rozkleję.
- Nie mogę uwierzyć , że moja mała córeczka już wychodzi za mąż. - mówi , głaszcząc mnie po policzku - Już czas jechać.- oświadcza mi i wychodzi. Ponownie zostaję sama , poprawiam sukienkę , biorę mój bukiet , który leżał na szafce i wychodzę z mojego pokoju. Po chwili jedziemy już wynajętą na dzisiejszą okazję limuzyną do kościoła....
     W kościele rozbrzmiewają pierwsze takty Ave Maria, chwytam pod ramię tatę i idziemy w stronę ołtarza. Przed nim stoi już Bartosz w idealnie dopasowanym garniturze. Uśmiecham się na jego widok. Tata oddaje moją dłoń Kurkowi i rozpoczyna się ceremonia...
   Podajemy sobie prawe dłonie i patrząc sobie głęboko w oczy zaczyna mówić słowa przysięgi małżeńskiej. Nic wokół się nie liczy jesteśmy tylko MY...

- Ja Bartosz...
- Ja Lena ...
- ..biorę sobie ciebie..
- ..biorę sobie ciebie...
- .. za żonę...
- .. za męża..
- .. i ślubuję Ci.. miłość..
- ...wierność...
- ..i uczciwość małżeńską..
- .. oraz , że Cię nie opuszczę..
- ... aż do śmierci..
- .. aż do śmierci...
- .. tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny....
- ..i Wszyscy Święci....


Żono... mężu...przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności , w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...

Już jako państwo Kurek udaliśmy się na przyjęcie weselne. Piękna sala przywitała nas i naszych gości weselnych. Odtańczyliśmy pierwszy taniec , a później zabawa trwałą już w najlepsze do samego rana. Dla nas jej zwieńczeniem była upojna noc poślubna... W niedzielę odbyły się poprawiny.


20 lipca 2018 r. przywitaliśmy na świecie naszą kruszynkę. Fabian był wykapaną kopią Bartka...Te same oczy , uśmiech i  charakterek. Mały uparciuch. 
 Dwa lata później na świat przyszła nasza córeczka Michalina...


I żyli długo i szczęśliwie....

KONIEC


niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział XXX


Niestety Mistrzostwa Europy zakończyliśmy już w barażach... Chłopcy bardzo to przeżywali, a zwłaszcza Bartek , który obwiniał się , za przegrany mecz z Bułgarami...

Następnego dnia po ostatnim meczu rozegranym przez chłopaków mogłyśmy spędzić z nimi czas do południa , ponieważ później musieli się jeszcze stawić na spotkaniu z trenerem... 
- Cześć.- przywitał się smutno Bartek. Nic nie odpowiedziałam tylko przytuliłam się do niego ,  a on jeszcze mocniej się we mnie wtulił. Staliśmy tak chwilę , nic nie mówiąc . Wiedziałam , że teraz Bartek nie potrzebuje żadnych słów pocieszenia , ale żebym była i to właśnie robiłam . Po prostu przy nim byłam.... 
- Dziękuje..- wyszeptał mi do ucha 
- Za co ?- spytałam zdziwiona 
- Po prostu za to , że jesteś. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił...- powiedział patrząc mi w oczy 
- Kocham Cię , wiesz.- powiedziałam i się uśmiechnęłam , na co i na twarzy przyjmującego w końcu pojawił się uśmiech
- A ja Ciebie. - delikatnie mnie pocałował- Was. Kocham Was. - podkreślił jeszcze raz ostatnie słowo i pogładził mój już spory brzuch...
Kolejne godziny spędziliśmy wtuleni w siebie rozmawiając o wszystkim i o niczym...
- Nie możecie wrócić do Warszawy dopiero jutro ? - zapytał przyjmujący 
- Mówiłam Ci , że nie ma sensu żebyśmy tu siedziały skoro z wami i tak nie będziemy się mogły jutro zobaczyć , bo przecież musicie jeszcze jechać do Spały.
- No w sumie racja..
- Chyba musisz się już zbierać ? - powiedziałam z jękiem zawodu , kiedy sprawdziłam która godzina już się zbliża.
- Niestety... - niechętnie podniósł się z mojego łóżka , a ja za nim.- To widzimy się pojutrze ? - przyciągnął mnie do siebie obejmując w pasie 
- Oczywiście.- uśmiechnęłam się i wpiłam w usta przyjmującego 
- Kocham Cię.- powiedział i jeszcze raz mnie pocałował 
- A ja Ciebie. - nie zdążyłam dokończyć a Bartka już nie było.

Przed podróżą postanowiłam wziąć jeszcze szybki prysznic i przebrać się w jakieś wygodne i ciepłe ubrania , gdyż pogoda nas dzisiaj nie rozpieszczała. Od rana padał deszcz , a temperatury nie sięgały powyżej 10 stopni... Po prysznicu , ubrałam się , włosy splotłam w kłosa i gotowa wyszłam do pokoju gdzie czekała już na mnie Ola. 
- Zamawiamy jakiś obiad ? - zapytała 
- Jasne .
Złożyłyśmy zamówienie i czekałyśmy na kelnera z naszym obiadem. Po 40 minutach , w końcu przyjechał nasz obiad ... Po zjedzonym posiłku dopakowałyśmy resztę naszych rzeczy i zabrawszy nasze walizki ruszyłyśmy w stronę recepcji. Po 16- stej  wymeldowałyśmy się , uprzednio opłacając nasz pobyt .
- Gotowa do drogi ? - zapytała Ola , kiedy wyjeżdżałyśmy z hotelowego parkingu 
- Oczywiście - odpowiedziałam , a po chwili ziewnęłam przeciągle , a co Ola tylko się zaśmiała- No co ? 
- Nic , nic...- pokiwała głową , nadal się śmiejąc , przez co i mi się udzieliło i po chwili obie się śmiałyśmy , już nawet nie wiedząc z czego. 
Po jakichś dwóch godzinach , znużona jazdą usnęłam... 


Leżałam na plaży i przyglądałam się jakiemuś mężczyźnie , spacerującemu wzdłuż brzegu plaży... Podciągnęłam się do pozycji półsiedzącej , aby móc się mu lepiej przyjrzeć.... Wysoki , dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach... To był Bartek , mój Bartek ...Dopiero po chwili zauważyłam , że nie jest sam...  Trzymał na rękach kilku miesięczne dziecko... W jego ramionach wydawało się takie malutkie...Kiedy zauważył , że mu się przyglądam zaczął iść w moją stronę... Wyszłam mu na przeciw , lecz mimo , że szłam w ich stronę .... oni się oddalali...zaczęłam biec lecz to także nic nie dało.... nagle usłyszałam płacz dziecka... tego , które Bartek trzymał w swoich ramionach.... I stanęłam jak wmurowana... nie mogłam się ruszyć.. Blondyn uśmiechnął się tylko i zaczął delikatnie kołysać dziecko w swoich ramionach mówiąc do niego w taki sposób , że się uspokoiło... po chwili przestało płakać i przyjmujący zaczął iść w moją stronę ...  chwilę potem obaj byli obok mnie, a ja mogłam się poruszyć...Przyjmujący podał mi dziecko... był to śliczny chłopiec.. tak bardzo podobny do siatkarza... i do mnie... To musi być nasza kruszynka... Przytuliłam małego mocno do siebie , jak by to miało być nasze pożegnanie... a po chwili przed oczami zaczęło mi się robić ciemno...zaczęłam spadać w czarną otchłań... usłyszałam jeszcze tylko jak Bartek przeraźliwie krzyczy moje imię....

Otworzyłam oczy , lecz po chwili ponownie je zamknęłam... Moje ciało rozrywał przeraźliwy ból...lecz po chwili ustał... ponownie chciałam otworzyć oczy lecz nie dałam rady...znów pochłaniała mnie czarna otchłań , ale teraz nie słyszałam już głosu Bartka... 
  Znów ten straszliwy ból, rozchodzący się w całym moim ciele... Nie wiem co się dzieje.... Próbuję otworzyć oczy... w końcu mi się udaje... Wiem , że nie mogę zasnąć...Słyszę jak , ktoś prosi mnie , abym się ocknęła... nie znam tego głosu... nagle słyszę syreny służb ratunkowych , które się zbliżają... i znów odpływam w krainę nicości.....


Z innej perspektywy....

Siedzieliśmy z Pitem w pokoju i oglądaliśmy film na moim laptopie , gdy nagle zadzwonił mój telefon...Kiedy spojrzałem na wyświetlacz od razu odebrałem.
- Tak ? - zapytałem , lecz po drugiej stronie dało usłyszeć się tylko stłumiony szloch -  Pani Alicjo stało się coś ? - zapytałem wystraszony
- Lena miała wypadek..- wykrztusiła w końcu z siebie pani Alicja wybuchając płaczem
- Co ? - powiedziałem niemal szeptem i usiadłem na łóżko , w tym samym czasie zadzwonił telefon Piotrka , ja niestety już wiedziałem czego się dowie mój przyjaciel...
- Wjechał w nie pijany kierowca...- łkała Pani Alicja 
- Co z nią ? - zapytałem zdławionym głosem
- Jej stan jest ciężki , w tej chwili jest operowana .., dwie kolejne doby będą decydujące..- z trudem powiedziała mama Leny wybuchając płaczem. Kiedy to usłyszałem mój świat legł w gruzach. Moje szczęście ... mój skarb , nie to nie może być prawda, ona  nie może umrzeć... Z moich oczu zaczęły płynąć łzy...
- A co z ... co z małym ? - z trudem to powiedziałem... jednak nie usłyszałem nic , oprócz głośniejszego szlochu 
- Lekarze nie dali rady uratować maleństwa...- kiedy to usłyszałem , mój płacz przybrał na sile 
- W którym szpitalu jest Lenka ? -zapytałem niemal szeptem....


Od dwóch tygodni mój skarb leży w szpitalu.. od dwóch tygodni śpi.. i nie wiadomo kiedy się obudzi ... czy w ogóle kiedyś się obudzi... Jeden skarb straciłem...drugiego już nie mogę...

Jak co dzień od dwóch tygodni idę do niej do szpitala. Codziennie mam nadzieje , że wszystkie te kabelki do których jest podpięta znikną... że zadzwonią jej rodzice albo ktoś ze szpitala , że w końcu się obudziła... że ten koszmar się w końcu skończy...Wchodzę na jej salę.. wymieniam bukiet jej ulubionych herbacianych róż na świeże, siadam przy niej i choć wiem , że mi nie odpowie mówię do niej...cokolwiek, żeby tylko wiedziała , że przy niej jestem... Po południu przychodzą jej rodzice i Karola. Karola strasznie to przeżywa... ma pretensje do Oli , że to przez nią Lena walczy o życie. Że to przez nią straciliśmy dziecko , straciliśmy naszą kruszynkę... Nie może się pogodzić z tym , że Ola ma tylko złamaną nogę , a jej siostra może umrzeć...
 Za tydzień powinienem się już stawić we Włoszech , lecz uzgodniłem wszystko z klubem i będę mógł się zjawić najpóźniej za miesiąc. Teraz zupełnie nie mam głowy do siatkówki. Teraz liczy się tylko ONA... To właśnie ONA jest najważniejsza...

Jej stan z dnia na dzień się polepszał, a nadzieja w sercach rosła...

12 PAŹDZIERNIK 2013 r.

Budzi mnie dzwonek telefonu.  Szybko po niego sięgam i odbieram nie patrząc nawet kto dzwoni. Słyszę tylko te dwa słowa na , które czekałem od ponad dwóch tygodni...Dwa słowa , które w tej chwili były dla mnie lekarstwem na całe zło.. Obudziła się , mówi Pan Piotr .Pędem się ubrałem i po 15 minutach jazdy byłem w szpitalu. Na korytarzu stał Pan Piotr . Przywitałem się z nim i niemal wbiegłem do sali. Siedziała na łóżku , a obok niej jej mama i siostra. Kiedy ja zobaczyłem , nie wiedziałem co powiedzieć ,stanąłem i nie mogłem się ruszyć... Z tego stanu wyrwał mnie dopiero jej głos.....

---------------------------------------------------------------------------------------------------

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział XXIX


Następnego dnia wieczorem Bartek musiał już wracać do Spały...
- Będę pisał , dzwonił codziennie.- mówił kiedy już miał wychodzić
- Skup się na przygotowaniach.- przytuliłam się do niego- Macie wygrać te mistrzostwa , jasne  ?
- Dla was wszystko.- pocałował mnie i mój brzuch.- Tatuś wygra dla ciebie kruszynko i dla mamusi twojej oczywiście.- wyszczerzył się i ostatni raz mnie pocałował i zniknął za drzwiami. Po chwili jednak wrócił ponownie.
- Zapomniałem spytać , mogę powiedzieć chłopakom i oczywiście zadzwonię do rodziców.- mówił
- Jasne , ale teraz już jedź bo Andrea nie da Ci później żyć. Zadzwoń jak już będziesz na miejscu.
- Kocham Was.
- A My Ciebie.- pocałowałam Bartka w usta i po chwili zniknął za drzwiami mieszkania.

Dzisiaj z wczasów wracają rodzice i Karolina, Mają przylecieć w nocy , więc nie opłacało mi się na nich czekać. Już po 23 usnęłam....

Po 4 nad ranem obudziły mnie jakieś szmery w domu. Założyłam szlafrok i poszłam sprawdzić czy to rodzice i Karola. Tak jak się spodziewałam to byli oni. Przywitałam się z nimi i ponownie poszłam spać....

Ostatni tydzień sierpnia i tak jak i pierwsze 2 tygodnie września minęły bardzo szybko... Mały zaczął co raz bardziej dawać o sobie znać...

18 WRZESIEŃ

Wstałam chwilę przed 9. Rodzice byli już w pracy , a Karolina w szkole... Wzięłam długi prysznic, po czym wysuszyłam starannie włosy, które spięłam w wysokiego kucyka i ubrałam się. Zrobiłam delikatny makijaż i gotowa zeszłam do kuchni zjeść śniadanie. Kiedy skończyłam czekałam już tylko na Ole z którą jechałam do Gdańska , ponieważ za dwa dni chłopaki rozpoczynają bój w mistrzostwach europy. Chwilę po 10 zadzwoniła Ola , że już na mnie czeka. Wrzuciłam jeszcze tylko telefon do torebki i biorąc walizkę , wyszłam z mieszkania zamykając je za sobą .

- Hej grubasku .- przywitała się ze mną
- Hej małpo .- przytuliłam ją na powitanie
- Ruszamy ? - zapytała pakując moją walizkę do bagażnika
- Oczywiście ! - odpowiedziałam jej z uśmiechem.
Już nie mogłam się doczekać , spotkania z chłopakami a zwłaszcza z Bartkiem. Podróż okazała się być dla mnie bardzo męcząca... Zatrzymałyśmy się w Hotelu Hilton w  Gdańsku. Odświeżyłyśmy się po ponad 4 godzinnej podróży i zamówiłyśmy jakiś obiad. Kiedy czekałyśmy na jedzenie zadzwoniłam do mamy, że jestem już na miejscu i napisałam sms'a Bartkowi. Rodzice z Karolom mają przyjechać dopiero w piątek po południu , ale i  tak się ciesze , że znaleźli czas , żeby przyjechać i wesprzeć naszych chłopaków.


19 WRZESIEŃ

Przebudziłam się chwilę po 10 . Wypiłam witaminy i zrobiłam poranną toaletę . Mimo , iż był słonecznie pogoda nas nie zbyt rozpieszczała , było tylko 16 stopni ciepła. Dlatego ubrałam się cieplej i już razem z Ola , która zdążyła wstać i się ogarnąć zeszłyśmy na lunch ponieważ było już grubo po 12 .
- Co będziemy robiły , bo nie bardzo chce mi się siedzieć w hotelu .- krzywiła się Olka
- Może małe zwiedzanie Gdańska ? - zapytałam z uśmiechem
- Trzy razy tak ! Przechodzisz dalej! - mówiła ze śmiechem
Po skończonym posiłku wróciłyśmy do pokoju po torebki i aparat i ruszyłyśmy zwiedzać....
Postanowiłyśmy pospacerować po Gdańskiej starówce. Mój aparat po ponad pięciogodzinnym spacerze wzbogacił się o kilkadziesiąt zdjęć. Zmęczone spacerem zaszłyśmy do jednej z kawiarni na kawałek szarlotki z lodami i gorącą czekoladę... Przed 18 spacerkiem wróciłyśmy do hotelu cały czas śmiejąc się i rozmawiając. Muszę przyznać - stęskniłam się za takim towarzystwem. Kiedy weszłyśmy do naszego pokoju od razu przebrałam się w wygodne ubrania i odpaliłam laptopa siadając wygodnie na łóżku. Ola w tym czasie zamawiała dla nas jakąś kolację. Postawiłyśmy na sałatkę cezar i pieczywo czosnkowe , co się okazało strzałem w dziesiątkę. Kiedy czekałyśmy na naszą kolację włączyłam Skype'a i kiedy tylko zobaczyłam zieloną słuchawkę przy Oleńce od razu ją wcisnęłam. Nie minęło pół minuty a już rozmawiałam z Oleńką i Wojtkiem.
- Cześć nasz grubasku ! - wydarł się Szczęsny , na co tylko się wyszczerzyłam
- Heeej Lenka !- wtórowała mu Ola
- No siema ! - pomachałam im do kamerki
- Opowiadaj co tamu ciebie , jak się czujesz ? Jak maleństwo ? W ogóle dawno nie rozmawiałyśmy.- wydała z siebie jęk zawodu...
- Dobrze , nawet bardzo dobrze - uśmiechnęłam się do monitora- jak na razie czuje się dobrze , oprócz tego , że mały zaczyna coraz bardziej szaleć. Z nim też wszystko w jak najlepszym porządku. Bartek jak się dowiedział, że jestem w ciąży , na początku był w szoku , ale chwilę później skakał ze szczęścia , a kiedy się dowiedział , że to będzie syn , myślałam , że zwarjuje , taki był szczęśliwy. - zaśmiałam się na samo wspomnienie tamtej sytuacji. W między czasie Ola podała mi kolację , którą przyniósł kelner , a ona sama zabrała swoją i wyszła do saloniku porozmawiać przez telefon z Pitem.
- Opowiadajcie co u was ? - ponagliłam ich a ja sama zaczęłam w tym czasie jeść .
- No u nas po staremu , jakoś leci .- zaśmiał się Szczęsny i za chwilę zniknął otworzyć drzwi do których ktoś się dobijał
- Jak to mówią , cały czas do przodu. Niedługo się zobaczymy bo przylatujemy jakoś pod koniec października do Polski .- powiedziała Oleńka , a do pokoju wpadli Aaron, Theo i Jack z Archim.  Mały od razu wpakował się Oli na kolana a mnie chłopaki zasypali pytaniami... Rozmawialiśmy jeszcze dobre dwie godziny, nim się rozłączyłam , gdyż dobijał się do mnie Bartek.
- Jak się mają moje maleństwa ? - zapytał kiedy nacisnęłam na ekranie zieloną słuchawkę , szczerząc się przy tym jak nienormalny. Widząc jego uśmiech sama się uśmiechnęłam szeroko
- Świetnie ! A jak się ma nasz wielkolud ? Jak nastawienie przed jutrzejszym dniem ? - zapytałam
- Dobrze. Chcemy się odbić po Lidze Światowej , tym bardziej , że gramy u siebie. - uśmiechnął się
- Wygracie , misiu , wygracie.- powiedziałam i mimowolnie ziewnęłam
- Ktoś tu jest chyba zmęczony ? - zaśmiał się przyjmujący
- Nieee .
- Oj chyba tak. Połóż się i idź spać , na jutro masz być wypoczęta , żebyś mi kibicowała z całej siły , a nie !- pogroził mi na co się zaśmiałam
- Dobrze , Ty też się wyśpij , zobaczymy się jutro przed meczem na hali .
- Tak , dobranoc misiu. Kocham Cię.
- Dobranoc, Ja Ciebie też. Ooo i mały też , bo się poruszył.- zaśmiałam się
- Ja jego też .- znów się wyszczerzył , a  w jego oczach widać było tą radość- Śpijcie dobrze , dobranoc.
- Dobranoc. - cmoknęłam do ekranu i zakończyłam połączenie , po czym zamknęłam laptop i odłożyłam go na szafkę i usnęłam...



-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam , że tak długo nic nie dodawałam , ale miałam zupełny brak weny :/ i co gorsza nie miałam czasu ;c Rozdział , dość krótki , ale mam nadzieje , ze się wam spodoba ;D Od 1 lutego w końcu zaczynam ferie , więc możecie spodziewać się kolejnych rozdziałów ;) bo będę miała w końcu czas je pisać , a będzie o czym..
Zdradzę wam , że będzie dużo się działo.. ;D
Pozdrawiam , Angel <3 ;*